środa, 20 lutego 2013

TeaTime ~ Akcja upiększanie włosów

Mój ulubiony kubek, pełen ulubionej zielonej herbaty z płatkami jaśminu :)




Po kilku latach cotygodniowego zmieniania koloru włosów, zapominania o zmywaniu tuszu do rzęs przed spaniem i ciągłego stawiania wyglądu nad zdrowie, przyszedł mi do głowy idiotyczny pomysł...Co jeśli zaczęłabym dbać o to wszystko?

 Tak więc 27 października ubiegłego roku przełamałam barierę psychiczną i poszłam do fryzjera, gdzie pozbyłam się dobrych 2/3 z długości moich włosów. Pominę cały ten płacz o tym jak strasznie wyglądałam i jak to wszyscy przygnębiali mnie mówieniem jak to  dobrze mi w długich, bo przecież tragedii nie było. Kiedyś obcinałam je tak co pół roku. Tyle że kiedyś mogłabym częstować włosami trzy inne głowy i ciągle miałabym za dużo włosów, czym się zajęłam zaraz kiedy skończyłam 14 lat i zaczęłam się farbować.
 Kiedy dotarłam już do jakże dojrzałego wieku, jakim jest szesnastka, miałam już włosy jak piórka o niezidentyfikowanym kolorze nooooo i miałam za sobą ponad 80 farbowań. W CIĄGU 2 LAT. Crazy teenage years...
Teraz, jako że zbliżam się do 20stki, jak to mnie dziś poinformowano, wzięłam się za siebie i zrobiłam sobie prywatny, osobisty rehab od farbowania, bo mam wrażenie, że to może być uzależniające.
 Ostatni raz farbowałam się w sierpniu, włosy obcięłam w październiku, a mamy luty.
Teraz przejdę do tego co z nimi robię, żeby odzyskać włosy sprzed 5 lat, które btw miałam do pasa i zrujnowałam kilkoma dredami, które według mojej mamy wyglądały jak dwa rude szczury na mojej głowie (faza rudych włosów).
'Naoliwiam czaszkę' - mam miks olejku kokosowego z olejkiem migdałowym z olejkiem z nasion sezamu ( tego ostatniego nie pamiętam dokładnie czy to to ale coś z sezamem) i nakładam ten złoty, ósmy cud świata wmasowuje w skórę czaszki i śpię na tym albo trzymam na włosach kilka godzin przed ich myciem. Musze przyznać, że ma to dość ostry zapach, ale jest on ładny, to trochę jak przedobrzyć z ulubionym psikadełkiem :).
Kwas foliowy - to jest dopiero cudo. Zmiany widać prawie że od zaraz, ale niestety w moim przypadku bajka kończy się po 2 tygodniach, bo wtedy wszystko jakby zwalnia i robię sobie przerwę.
Do tego przestałam używać odzywki po myciu głowy, co było drastyczną zmianą w mojej rutynie i gdyby ktoś powiedział mi, że będę do tego zdolna jakieś 2 lata temu... puknęłabym tego kogoś w głowę :D. I używam szamponu tylko na głowę. Tzn kiedy myje włosy staram się nie kłaść szamponu na końcówki włosów i to z dwóch powodów: 1) szampon jest 'dla głosy' (odżywka dla włosów) i  2) szampon wysusza włosy!
Wszystkie te zmiany doprowadziły do tego, że przez te 4 miesiące moje włosy urosły prawie 10cm. Crazy huh... I w tym czasie normalnie je prostuje (zazwyczaj bez niczego co mogłoby je chronić przed gorącem, bo zapominam) i dość często je susze, a o dziwo ciągle nie ma śladu rozdwojonych końcówek, ani przesuszonych włosów. Tak też robię z tego postu 4 month update i zobaczmy w czerwcu czy byłam dobrą dziewczynką i dbałam o włoski, czy nowe, błyszczące opakowanie farby do włosów znowu zacznie mnie wołać z półki w sklepie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz